piątek, 8 marca 2013

Louis #1

Tym razem z Louisem, ale jest też na początku Harry... Miłego czytania :3
Komentarze mile widziane :D

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------


-Kochanie, jestem!-krzyknęłam przekraczając próg mieszkania. Nie dostałam odpowiedzi. Poszłam na górę i weszłam do naszej sypialni. Tam również nie było Harrego. Postanowiłam pójść do łazienki. Wzięłam krótki, orzeźwiający prysznic. Gdy wróciłam do sypialni, nadal go tam nie zastałam. Długo czekałam na ukochanego, ale o 2 nie wytrzymałam i zasnęłam.
Obudziło mnie trzaskanie drzwiami. Po chwili zobaczyłam ciemną, wysoką postać stojącą nad moim łóżkiem. To był Harry, poznałam po jego fryzurze.
-(T.I.), musimy porozmawiać.-Szepnął cicho. Usiadłam na brzegu łóżka, a on przypucnął obok mnie.
-Coś się stało?-Spytałam z lekkim podenerwowaniem.Chciałam złapać go za rękę, ale ten ją odsunął.Spojrzał mi w oczy.
-Nie mogę tego dalej ciągnąć. Po prostu nie dam rady. Im barziej mnie kochasz, tym bardziej będziesz później cierpieć.- Zszokowana wpatrywałam się w jego zielonkawe tęczówki. Nie wiedziałam, co dokładnie miał na myśli. Przeanalizowałam jego słowa z wielką dokładnością, ale nie widziałam w nich największego sensu.
-Nie rozumiem.-Odparłam całkiem szczerze. Zrobił się okropnie nerwowy. Widziałam to.
-Musisz poznać w końcu prawdę, nie mogę, po prostu nie wytrzymam dłużej.-Spuścił głowę.-(T.I.), ja...ja...
-Harry, spójrz mi w oczy.-Szepnęłam. Czułam, że to będzie najgorszy moent mojego życia. Nie myliłam się.
-Ja cię nie kocham, (T.I.).-Szepnął niemal niedosłyszalnie.-Ja...Udawałem, że cię kocham dla twojego taty. Wynajął mnie. Robię to dla pieniędzy...
Na samym początku jego słowa nie docierały do moich uszu, ale z każdą chwilą stawały się coraz bardziej zrozumiałe. Zszokowana wpatrywałam się w jego. Był odważny, mówiąc mi to prosto w oczy. "Chodziliśmy" ze sobą od 2 lat. A teraz...Nie...To niemożliwe... Po prostu nie realne... Łzy napłynęły mi do oczu, ale nie poleciały mi po policzkach. Nadal je w sobie tłumiłam.Nie odzywałam się. Wpatrywałam się tylko w jego oczy. Siedzieliśmy tak może sekundę, może minutę, może godzinę... Ale to miało akurat najmniejsze znaczenie. Powoli wstałam nie spuszczając go z oczu. Podeszłam do okna. Nagle poczułam silny impuls. Coś we mnie zadrżało. Walnęłam z całej siły w okno, a to rozprysło się na miliony kawałeczków. W mojej ręce poczułam silny ból, ale tak mało dorównywał temu, co czułam psychicznie. Wrzasnęłam na całe gardło opadając na podłogę, ale byłam ciągle przytomna fizycznie. Psychicznie nie czułam nic. On nawet nie drgnął. Ciągle siedział w tym samym miejscu. Nie podbiegł, nie pomógł. Znowu impuls. Znowu zadrżałam. Szybko wstałam i podbiegłam do niego. Już chciałam go uderzyć z całej siły w nos, ale moja ręka zatrzymała się kilka milimetrów od niego pod wpływem kolejnego impulsu.
-Jeżeli uważasz, że zaraz będę się na ciebie wydzierać, mylisz się. Jeżeli uważasz, że zaraz cię uderzę, mylisz się. Jeżeli uważasz, że będę dalej normalnie żyć, mylisz się. Powiem tylko jedno-żegnaj.- Bałam się siebie, ponieważ mówiłam to z takim spokojem, że nie wiedziałam, co się ze mną dzieje. Nie zważając na to, że byłam w piżamie, wybiegłam z domu i szybko podbiegłam do domu jednego chłopaka. Ma na imię Louis. Nienawidziliśmy się. Zawsze się do siebie chamsko zwracaliśmy, ale nie przy H... nie przy NIM, żeby go nie zranić, bo Louis to był jego przyjaciel. Padał śnieg, na dworze było -10 stopni. A ja stałam przed drzwiami mojego znienawidzonego kolegi w samej piżamie, na boso, z potarganymi włosami i bez makijażu. Zapukałam bardzo delikatnie. Ponownie. W końcu usłyszałam "Kto tam?!" , ale ja dalej pukałam. Drzwi powoli otwierały się. Zobaczyłam Louisa. Był w dresach z puszką coli w ręku. Gdy mnie zobaczył, jego oczy zrobiły się jak pięciozłotówki. Zakrztusił się colą.
-Dziewczyno, co ty do cholery robisz?! Dlaczego stoisz w samej piżamie na boso w mróz -10 stopni?!-Krzyknął.
-Pomóż mi, proszę. Louis, proszę...-Wyjąkałam. Cała drżałam z zimna, byłam sina.Wyglądałam jak chodzący trup. Zaczęłam płakać.
-Louis...Proszę...Nie zostawiaj mnie...-Dalej jęczałam. Louis do mnie podbiegł, zdjął swoją bluzę i założył mi ją na ramiona, po czym wziął mnie na ręce, tuląc jak małe dziecko. Zaniósł mnie do swojej sypialni, położył na łóżku i przykrył mocno kocem i kołdrą. Na moment zniknął, ale po kilku sekundach przyszedł z kubkiem gorącej herbaty i ubraniami na zmianę. Odstawił gorący napój na szafkę nocną i podał mi ubrania. Odwrócił się, ale nie wyszedł z pokoju. Przebierałam się pod kołdrą, było mi tak strasznie zimno. Założyłam za dużą na mnie koszulkę Louisa i dresowe, również wielkie spodnie, po czym bez zastanowienia założyłam jego bluzę, którą dał mi przed domem, okryłam się kocem i kołdrą. Ułożyłam się na łóżku. Zaraz bym zasnęła, ale poczułam, jak ktoś kładzie się obok mnie i obejmuje mnie od tyłu. Jego gorące ramiona sprawiły, że poczułam się bezpieczna. Po raz pierwszy od naszej znajomości mnie przytulił. Zaraz po tym, jak szepnął 'spokojnie, jestem tutaj' zasnęłam zmęczona i wykończona zarówno fizycznie, jak i psychicznie...


I jak się podoba? Mam nadzieję, że nie tylko ja lubię 'przesłodzone' imaginy... :D

3 komentarze: