piątek, 27 grudnia 2013

Louis

MUSIC. OR MUSIC.
-Witaj skarbie – mój ukochany przywitał mnie czułym pocałunkiem w policzek. Właśnie przygotowywałam śniadanie.
– Jak się spało?- zapytałam z zaciekawieniem. Louis był żołnierzem, bardzo się o niego martwiłam. – Wspaniale, bo byłaś obok mnie.- delikatnie wyciągnął z moich rąk nóż i pociągnął mnie tak, że wylądowałam na jego kolanach. Lekko się zarumieniłam. Kochałam go właśnie takiego. Miły, kochający, troskliwy… Mogłabym tak wymieniać bez końca.
-Po jutrze będę się musiał pakować.- kiedy zaczynał mówić o pracy mój humor zawsze się pogarszał.
-Miałeś zostać dłużej…- wstałam z jego kolan i patrzyłam mu prosto w oczy.
-Wiem skarbie, ale mój kolega został…postrzelony na polu bitwy i muszę go zastąpić.- z moich oczu kaskadami zaczęły spływać łzy.
-Proszę powiedz, że to żart. Przecież jak…jak tobie się coś stanie? – podszedł do mnie i mocno do siebie przytulił.
-Cśś… Nic mi się nie stanie.- lekko mną kołysał. Próbował mnie uspokoić.
-Mamusiu! Co się stało?- nasza córeczka, Lily, wbiegła do kuchni i zadała to pytanie swoim dziecięcym głosikiem. Mała miała dopiero 4 lata, była podoba do ojca. Te same oczy, włosy i uśmiech.
Louis twierdzi, że nos i poczucie humory ma po mnie.
-Nic kochanie.- szybko wyswobodziłam się z uścisku męża i otarłam łzy.
-Jestem głodna.- Louis usiadł z powrotem na krześle przy stole. Ja pomogłam usiąść Lily.
-Przygotowałam dla ciebie pyszne kanapki z nutellą.
-Dziękuje mamo!- dziewczynka pocałowała mnie w policzek. Uśmiechnęłam się do niej szeroko.
-A dla mnie co zrobiłaś?- zapytał mężczyzna
-Jajecznicę, dla siebie też od razu zrobiłam.- postawiłam przed nim pełny talerz i kubek herbaty.
Po zjedzonym posiłku Louis powiedział, że zabiera nas do wesołego miasteczka. Lily bardzo była z tego zadowolona. Bardzo mało czasu spędza z ojcem.
-Lily, chodź. Jeżeli chcesz iść do wesołego miasteczka musisz się przebrać.- dziewczynka pobiegła na górę.
Louis złapał mnie za rękę.
-Kocham Cię Anastazjo- zarzuciłam mu ręce na szyję.
-Ja ciebie też.- puściłam go i poszłam do pokoju córki.
Wybrałam ciuchy dla Lily i pomogłam jej się przebrać. Zostawiłam ją samą w pokoju, bawiła się swoimi lalkami i urządziła dla nich małe przyjęcie. Postanowiłam także się przebrać. Na polu było dzisiaj bardzo gorąco. Co było dosyć dziwne. W Londynie najczęściej niebo jest zachmurzone i pada deszcz.
-Tato! Tato! Zabierz mnie na karuzelę.- krzyczała dziewczynka z watą w ręce.
-Dobrze,  księżniczko. – Louis wziął Lily na ręce.
-Ana, idziesz z nami?- pokręciłam przecząco głową.
-Zaczekam na was przy ławce.- wskazałam palcem na małą ławeczkę obok fontanny. Odebrałam od córki watę, ponieważ przeszkadzała jej przy zabawie.
Po piętnastu minutach zobaczyłam, że Lily biegnie w moją stronę, a Louis idzie za nią.
-I jak było? – zapytałam córki, gdy tylko stanęła obok mnie.
-Super, mamusiu. Jestem zmęczona możemy iść do domu?
-A nie jesteś głodna? Możemy dzisiaj na obiad zjeść pizze. Tu niedaleko jest świetne miejsce. – córka zaczęła podskakiwać z radości. Lou chwycił mnie za dłoń, a dziewczynka szła przed nami.
To był doskonale spędzony dzień. Zdążyłam chociaż na chwilę zapomnieć o problemach i o tym, że mój mąż wyjeżdża za 2 dni. Po zjedzeniu pizzy wsiedliśmy do auta i pojechaliśmy do domu.
Kiedy wybiła na zegarze 21, Lily leżała już w łóżku, a Louis czytał jej bajkę na dobranoc.
-Żyli długo i szczęśliwie.- tatuś skończył czytać bajkę córeczce i myślał, że mała już śpi. Ja przez cały czas stałam obok drzwi przebrana w piżamę. Chciałam już pójść do sypialni, ale usłyszałam cichutki głosik Lily.
-Tatusiu to prawda, że wyjeżdżasz? – w tym momencie moje serce rozpadło się na miliony drobnych kawałeczków.
-Tak, ale wrócę za niedługo. – cztery miesiące to było dla niego krótko?
-Obiecujesz?- słyszałam, że mała była smutna. Ja także byłam smutna. Będziemy za nim tęsknić, przeogromnie.
-Obiecuje, a teraz dobranoc  mała.- nie widziałam jego twarzy, ale wiedziałam, że się uśmiecha.
-Jeszcze cię przerosnę, tato!- na te słowa sama się uśmiechnęłam. Kiedy wychodził z jej pokoju wyłączył światło i zamknął drzwi. Ja nadal stałam w tym samym miejscu.
-Oh… Ana. Tak bardzo będzie mi ciebie brakować.- wskoczyłam mu na ręce i mocno go przytuliłam.
Zaniósł mnie do sypialni.
-Musisz spać. Musisz być silna. Dla mnie, dla małej.
-Ale ja nie chce żyć bez ciebie. Nie chce tęsknić za sensem mojego życia. – zaczęłam szlochać i wtuliłam się w pierś męża.
-Cśś… wszystko będzie dobrze. Musisz opiekować się Lily. To jest sens twojego życia.
-Ale ty też nim jesteś. – położyłam się na boku. Louis przysunął mnie do swojego torsu i pocałował we włosy.
-Pamiętaj, że cię kocham.
-Ja ciebie też.- to były moje ostatnie słowa, ponieważ zasnęłam w jego objęciach.
~*~
Kolejny dzień minął bardzo szybko. Mój mąż się pakował, a ja robiłam obiad, bawiłam się z córką i nie tylko. Była niedziela, nie musiałam w ten dzień pracować.
Właśnie patrzyłam przez okno, jak auta jak najszybciej zmierzają do domu, aby nacieszyć się swoją rodziną.
Nagle ktoś chwycił mnie w tali i mocno przytulił.
-Będziesz tęsknić? –usłyszałam szept Louisa
-Bardzo.- odpowiedziałam. Mężczyzna tulił mnie do siebie dopóki nie przybiegła Lily
-Tatusiu! Ja też chcę cię przytulić.- wziął ją na ręce, mała zarzuciła swoje małe rączki dookoła jego szyi. Patrzyłam się na nich i zachciało mi się płakać, ale musiałam się powstrzymać przy małej.
Wieczór także minął bardzo szybko. Jedliśmy kolacje, oglądaliśmy bajkę razem z Lily później był czas na kąpiel i spanie.
-Nie zobaczymy się już pewnie rano. Muszę jechać na lotnisko o 5. –widziałam jego oczach smutek.
-Uważaj na siebie, proszę!- przytulałam go z całej siły, tak jakby jutro miał skończyć się świat.
-Będę.- tej nocy nie mogłam zasnąć. Cały czas się wierciłam i patrzyłam na Lou.
~*~
Kiedy obudziłam się o 7, jego już nie było. Musiałam wstać i przygotować się do pracy, a Lily odwieść do przedszkola.
-Mamo? Tatuś wróci szybko, prawda? Już za nim tęsknie. – tak bardzo chciałam jej powiedzieć, że tata nie wróci szybko, ale nie chciałam żeby była smutna.
-Tata bardzo nas kocha i powiedział, że postara się wrócić szybko. – Lily zachichotała ze szczęścia. Przez całą drogę o nic, więcej nie pytała.
W przedszkolu pomogłam jej przebrać buty i już jej nie widziałam. Pobiegła do swoich koleżanek. Uśmiechnęłam się i pojechałam do pracy.
-Witaj Anastazjo!- grzecznie przywitała mnie kobieta w recepcji.
-Dzień Dobry!- szybko poszłam na swoje stanowisko pracy. Miałam górę papierkowej roboty, z którą musiałam się uporać. Czas mijał nie ubłagalnie szybko.
Po skończonej pracy odebrałam Lily. Wieczór, kładłam małą spać i sama zasypiałam wtulona w poduszkę męża, która pachniała jego perfumami.
~*~
Minął miesiąc, Louis ani razu się nie odezwał. Pisałam do niego pełno listów, w których rozpaczałam i histeryzowałam.
-Tęsknie za tatą.- powiedziała Lily
-Ja też tęsknie. – nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Szybko podeszłam, ponieważ myślałam, że to listonosz.
Za drzwiami stał Louis! Rozłożył ramiona i już po chwili przytulałam się do niego z całej siły. 

~*~
Cóż, trochę się zastanawiałam o kim napisać kolejny imagin i o czym ma być. 
Miałam go też dodać dopiero jutro, ale postanowiłam dłużej nie czekać. x
Nie mogłam też zdecydować co do muzyki, więc możecie wybierać pomiędzy tymi dwoma 
linkami na samej górze.
Mam nadzieje, że wam się spodoba. Wydaje mi się, że jest krótki...Pisać dłuższe? 
Love, Wonder xoxo

środa, 25 grudnia 2013

Niall :)

Cześć, kociaczki! :)

Na imię mam Kinga, rodu szlacheckiego nie jestem, umówmy się. :) Mówią na mnie różnie, najczęściej Kinia. :) Wraz z Klaudią i Justyną będę prowadziła tego bloga (czyt. będę was zamęczać moimi wypocinami). Co do moich opowiadań: zdaję sobie sprawę, że nie jest to jakaś najwyższa półka, ale mam nadzieję, że Wam się chociaż troszkę spodobają. Coś więcej o mnie? To może tak: słucham głównie Ed'a Sheeran'a,  Florence + The Machine, Imagine Dragons, ale moją jedyną, wielką miłością jest i będzie One Direction. :) Jeśli chodzi o literaturę: głównie Carlos Ruiz Zafon, Małgorzata Musierowicz. Film? American Pie! (Tak, jestem normalna :D). Jedzenie?  Bigos forever. W podrywie jestem raczej kiepska, jedynymi tekstami, którymi mogę się poszczycić są: "Co sądzisz o kaczkach dokarmiających ludzi w parku?" / "Będziesz brał te bułki?",  ale i tak zawsze przepoczwarzam się w bełkoczącą galaretę i nic z tego nie wychodzi. :) W wolnym czasie zazwyczaj czytam, spotykam się ze znajomymi, no i "tworzę". :) O.K, żeby nie przynudzać - przedstawiam Wam twór mojego mózgu z ostatnich trzech dni, "mrocznego" Niall'a (nieskromnie powiem, że jestem z niego całkiem zadowolona :)). Napiszcie w komentarzu z kim chcecie kolejny imagin! :)
W tym białym polu sobie po prostu zaznaczcie ten fragment na niebiesko myszką, bo nie udało mi się nic z tym zrobić -,- :))
Have fun, girls! :) xox

-Niall, jest późno, odwieź mnie. - Szepnęłam, czując na sobie wciąż naciskające, ciepłe ciało chłopaka. 
-Mam to gdzieś, nie pozwolę ci nigdzie jechać. - Wymruczał mi prawie że prosto do ucha, w przerwie, gdy całował namiętnie okolice mojej szyi.  Przygryzł mój płatek ucha, a ja czułam, jak miękną mi kolana. Wiedziałam, że się uśmiecha. Nagle przeniósł swe pocałunki bliżej mej twarzy, skradając je coraz łapczywiej. Wydobyłam z siebie cichy jęk, gdy przejechał swoim palcem wskazującym wzdłuż linii mej talii. Znów zaśmiał się cicho. Uwielbiał mnie onieśmielać, zawstydzać, sprawiać, że traciłam zmysły przez jego dotyk. Nie wiem, dlaczego tak na mnie działał. Znamy się tak krótko. Ktoś pomyślałby, że postradałam rozum, decydując się na tak namiętne akty z dopiero co poznanym chłopakiem. To prawda, straciłam rozum. Nie umiałam mu się sprzeciwić, gdy zbliżał swe ręce do mojej twarzy, by po chwili złączyć nasze usta. Ktoś pomyślałby również, że czerpiemy przyjemność tylko z fizycznych zachcianek. Nieprawda. Było pomiędzy nami coś na rodzaj chemii, racja, aczkolwiek przy Niall'u mogłam sobie pozwolić na wszystko. Gniew, śmiech, smutek, wszystko przy nim stawało się prostsze, czułam się przy nim bezpieczna, kochana. Kochana. To właśnie tego tak bardzo mi brakowało. Potrzebowałam uczucia przepełnionego czułością, namiętnością. To wszystko dawał mi Niall. Był pewnego rodzaju odskocznią od wszelkich problemów, które zawsze napotykałam na swojej drodze. Ktoś bardzo mądry kiedyś powiedział mi "Kochanie, miłość jest jak narkotyk. Im więcej, im częściej po nią sięgasz, tym bardziej za nią tęsknisz".  Mogę ze szczerym sumieniem stwierdzić, że jestem uzależniona.
-Niall, odwieź mnie do domu. - Poprosiłam, już trochę bardziej stanowczo. Po chłopaku jednak nie widać było żadnej reakcji. Zdenerwowało mnie to trochę, nie chcę mieć problemów w domu, nie teraz.  Odszedł ode mnie i momentalnie zrzucił ze stołu stos gazet, podszedł do okna, uderzając w nie otwartą dłonią. W tamtej chwili chłopak naprawdę wydawał się być niebezpieczny. Stałam przerażona. Oczy zaszkliły się, serce biło mocniej. Wiedziałam o nim naprawdę dużo, ale widocznie za mało. W moim gardle zaległa wielka gula, nie pozwalająca mi nic z siebie wydusić. Przez dłuższą chwilę walczyłam, by zabrzmieć, jakkolwiek. 
-Niall, odwieź mnie do domu. - Powiedziałam łamiącym się głosem, równie stanowczo, a może i bardziej, niż wcześniej.
Nie było reakcji. Przerażał mnie. Bałam się go. To nie był ten Niall, którego znałam.  Stał, głośno dysząc, opierając się wciąż tą samą ręką o szklaną taflę. Chwyciłam swój plecak, cicho, by nie zauważył, jak wychodzę. Kierowałam się już w stronę drzwi, gdy poczułam jego mocny uścisk. Próbowałam się wyszarpać, ale złączył nasze usta. Przyparł mnie do drzwi, przez które chciałam wyjść, a nie znowu wylądować w takiej pozycji. Ten pocałunek wcale nie był, jaki widzicie w jednym  z tych romantycznych filmów. Ten był ostry, gwałtowny, jakby pozbawiony uczuć, odebrany mi siłą. Coś pozwoliło mi mu się poddać, co po chwili zmieniło sposób, w jaki mnie całował. Stał się się namiętny, delikatny. Położył rękę na moim biodrze. Znowu na mnie działał. Znowu chciałam się sprzeciwić. Przycisnął mnie mocniej do siebie, niemiłosiernie napierając całym swoim ciałem. Miałam wrażenie, że drzwi za chwilę nie wytrzymają i po prostu wypadną z zawiasów.  Po chwili dotarło do mnie, jak głupia jestem, by całować się z kimś, kto przed chwilą prawdopodobnie odkrył przede mną swe drugie, mniej fantastyczne oblicze, niż to, które znałam dotychczas. Kto wie, czy nie towarzyszyło mu częściej, niż o tym wiem. Otrzeźwiałam i oderwałam się od niego.
-Niall, kim ty jesteś?
-Tak na mnie działasz. Nie umiem pogodzić się z twoim odejściem.
Słowa te jak echo odbijały się w mojej głowie. Nie rozumiałam go. Czego się bał? Dlaczego nie chciał pozwolić mi odejść? Przecież widujemy się codziennie, nie opuściłam go jeszcze nigdy. Nigdy. "Nigdy", które trwało zaledwie trzy miesiące. Być może o trzy za dużo. Kochałam Niall'a, to prawda, ale czasem miałam wrażenie, że zwyczajnie do siebie nie pasujemy. Ja,  mając już swoje 17 lat, wiedziałam, czego chcę w życiu i konsekwentnie do tego dążyłam. On natomiast był typem "wolnego ducha".  Ale, o ironio, chyba właśnie to mnie w nim ruszyło. Był wysokim blondynem o pięknych, błękitnych oczach, orlim nosie i niebezpiecznym uśmiechu notorycznego podrywacza. Podrywacza, którym był. Nie trudno sobie wyobrazić, ile dziewcząt wpadło w jego pułapkę. Nie wiem, co pozwoliło mi myśleć, że jest inny, że ja będę wyjątkowa, że nigdy mnie nie opuści. 
-Niall, co tak naprawdę do mnie czujesz? - zapytałam, gdy już oderwaliśmy się od siebie. Chyba nawet nie zamierzał udzielić mi odpowiedzi. Ponowiłam pytanie.
-Dlaczego pytasz? -Odpowiedział pytaniem na pytanie. Wcale nie musiał mi mówić, mogłam domyśleć się sama.
-Odwieź mnie. - zażądałam, odwracając wzrok, usilnie walcząc z napływającymi do oczu łzami.
-Nie. - Odparł.
Momentalnie ogarnęła mnie złość. Chwyciłam ponownie swój plecak i jeszcze zanim chłopak zdążył zareagować, wybiegłam z domu. Nie zrobił nic. Nie zawołał, nie pobiegł za mną. Byłam jedną z wielu. Jedną, tak bardzo podobną do innych.



Poczułam, jak dreszcz rozlewa się po całym moim ciele.  Parę płatków śniegu roztopiło się na mojej twarzy, pozostawiając po sobie jedynie parę kropel. Zima nie była moim sprzymierzeńcem. Od domu dzieliła mnie naprawdę długa droga. Pomyślałam, do kogo mogę zadzwonić. Tata? Nie, odpada. Martha!
-Halo?
-Martha, nie pytaj, po prostu coś dla mnie zrób.
-[t.i], matko, dlaczego płaczesz? Co mam dla ciebie zrobić? - Słyszałam jej zdenerwowanie, już pewnie domyślała się, o co chodzi.
-Mogłabyś pożyczyć samochód swojego taty i po mnie przyjechać? - Zapytałam z nadzieją w głosie. Było mi już strasznie zimno.
-Gdzie jesteś?
-Boczna ulica Harvey Street.
-Czekaj na mnie.
Rozłączyła się. Poczułam, że się rozpadam. Jakaś część mnie zawsze pozostanie wraz z nim. Tam, w środku mojego serca zawsze będzie miejsce dla Nialla Horana. Nie chciałam się pogodzić z tym, że muszę go opuścić. Naprawdę, bardzo nie chciałam. Cóż, pozostało mi co innego?
-[t.i], proszę cię, mów. - Powiedziała, gdy już wsiadłam do jej samochodu. Zaniosłam się szlochem. Nie mogłam nic powiedzieć, nieważne, jak bardzo bym chciała. Chyba wyczuła, że naprawdę nie mam ochoty o tym rozmawiać. Jechałyśmy w ciszy. 
-Chcesz u mnie przenocować? Chyba nie możesz wrócić w takim stanie do domu, co pomyślą twoi rodzice? - Zapytała nagle. 
Pokręciłam głową.
-Jakoś dam radę. -Próbowałam się uśmiechnąć. Martha pokręciła głową.
-Co ten kretyn ci zrobił. - Była zła, widziałam to.
Zajechałyśmy pod mój dom, wysiadłam i podziękowałam przyjaciółce.
-Trzymaj się. - Usłyszałam, jeszcze zanim zamknęłam drzwi.
Otworzyłam swoją furtkę, niemalże biegnąć do drzwi frontowych. Otworzyłam je swoim kluczem. Byłam cała mokra. Weszłam do kuchni, w celu odnalezienia brata lub rodziców. Na górze ich nie ma. Wchodząc, zauważyłam kartkę leżącą na stole. 
"[t.i], jedziemy z Ash'em na weekend do babci. Nie chciałaś jechać z nami, więc wszystko zostawiamy na  twojej głowie. Pieniądze masz w szufladzie biurka. Żadnych posiadówek!"
Cóż, tylko tego mi brakowało. Siedzieć sama w domu i zagnębiać się na śmierć. Zadrżałam. Pobiegłam na górę, żeby wybrać sobie piżamę i pójść się wykąpać. Chwyciłam czarne leginsy i szeroką, szarą koszulkę. Weszłam pod prysznic, pozwalając gorącej wodzie rozluźnić moje spięte mięśnie. Po piętnastu minutach niechętnie postanowiłam opuścić prysznic, sięgając po ręcznik i wycierając swoje mokre ciało. Spojrzałam w lustro. Przekrwione oczy, mokre, nieukładające się włosy. Jestem beznadziejna. Nigdy nic mi nie wychodziło, nigdy nie miałam szczęścia do ludzi. W ogóle, nigdy nie miałam szczęścia. Zaczęłam suszyć włosy, by po piętnastu minutach wyglądać, choć odrobinę, jak człowiek. Nie wiem po co, pociągnęłam rzęsy tuszem. Chyba po to, by poczuć się ładniejsza. Nagle usłyszałam ciche pobrzękiwanie gitary. Sparaliżowało mnie. Dochodziło z mojego pokoju. Potrzebowałam dłuższej chwili, by ochłonąć. Złapałam nożyczki (AH TA BROŃ) i ruszyłam w stronę drzwi. Powoli otworzyłam je, powoli wyglądając zza nich. Tego nigdy bym się nie spodziewała. 
"But she doesn't know who I am
And she doesn't give a damn about me.
'Cause I'm just a teenage dirtbag, baby."
-Horan, co ty tu... - Nożyczki wypadły mi z rąk, a ja oparłam się o ścianę stojącą za mną. 
Spojrzał na mnie swymi błękitnymi oczami. Uśmiechnął się zadziornie, odłożył gitarę, która wcześniej stała przy ścianie i podszedł do mnie, wciąż nie odrywając ode mnie wzroku. Ruszałam tylko ustami, jak ryba oddychająca pod wodą. Dotknął swoim ciepłym policzkiem mojego, sprawiając, że przeszedł mnie dreszcz. Znowu na mnie działał. 
-Przyszedłem coś oddać - Skinął na bluzę przewieszoną przez oparcie krzesła , którą zostawiłam u niego dzisiaj - i coś ci wynagrodzić. Wpił się z natarczywością w moje usta. Niewiarygodne, ale zdążyłam się na za nim stęsknić.
-A powiedziałbyś mi, jakim cudem tu wszedłeś? - Zapytałam, próbując odepchnąć ciepłe, wciąż napierające ciało chłopaka. Oparł swoją rękę powyżej mojej głowy, spoglądając głęboko w moje oczy.
-Chyba powinienem był podziękować komuś, kto zostawił klucz pod doniczką kwiatka stojącego przy wejściu.  Bardzo ułatwiło mi to sprawę. - Posłał mi niebezpiecznie uzależniający uśmiech.  Ash, kretynie! Mój nieobdarzony przez naturę mózgiem brat zawsze zostawia tam swój klucz, jakby nie mógł zabierać go ze sobą. 
-Powracając, w jaki sposób chciałeś mi wynagrodzić tamtą sytuację? - Zapytałam.
- Cóż... - Zaczął namiętnie całować moją szyję, przesuwając swoją dłoń po moich plecach, zjeżdżając niebezpiecznie nisko. [t.i], do cholery, opamiętaj się!
-Niall, nie mogę tak dłużej. Co do mnie czujesz? - Zapytałam, wiedząc, że to zakończy wszystko.
- Właśnie dlatego tu jestem. Przyszedłem ci coś powiedzieć.
-Słucham.
-[t.i] [t.n], kocham cię. Nie mam pojęcia, dlaczego nie powiedziałem ci tego wcześniej. Zdziwiłaś mnie trochę, chciałem powiedzieć ci to w trochę romantyczniejszy sposób, ale jesteś za bardzo wścibska. - Zaczął kręcić palcem kosmyk moich włosów. - Teraz mi wierzysz? 
Już wiedziałam, że nie kłamie. W odpowiedzi po prostu pocałowałam go. Nie chciałam w tamtej chwili niczego, oprócz jego ust, jego całego. Zakochałam się. Może Horan nie jest perfekcyjny pod każdym względem, nie jest "księciem na białym koniu", ale jest idealny dla mnie.  Po prostu.


Liczę, że Wam się spodobało. :) Pamiętajcie, żeby w komentarzu napisać, z kim chcecie kolejny imagin. :) (nie obrażę się o parę słów na temat tego :)). Kocham Was. xox
                                                                                                                                                                            kingato 

niedziela, 22 grudnia 2013

Wstęp...

Cześć wszystkim! Mam na imię Klaudia (WonderstruckPL) i jestem nową administratorką na blogu.
Nie lubię za bardzo o sobie pisać... Mam 15 lat. Jestem directioner, belieber, lovatic, swiftie i mixer.
Piszę wiersze, opowiadania. x
Jak na razie dodaje imagin, który wysłałam i dzięki, któremu mogę dla was pisać. x
Pozdrawiam i Życzę Wesołych Świąt. xoxo

~*~

-Kochasz mnie?- zapytał z nadzieją w głosie.
-Tak.
-Dasz mi ostatnią szansę?
-…

~*~

Wszystko wydawało się bajką do czasu, kiedy kolejny raz przyszedł do domu pijany. Nie miałam już do tego siły. Od kiedy stracił pracę całymi dniami przesiadywał w barze z kolegami lub w domu przed telewizorem z piwem w ręce. Za każdym razem, kiedy chciał mnie przytulić, odtrącałam go, nie chciałam, żeby mnie dotykał kiedy był pijany.
-Ej!- krzyknął Harry, kiedy z jego ręki wyrwałam papierosa. Rzuciłam go na płytki i rozdeptałam.
-Tyle razy ci mówiłam, żebyś nie palił!- jego zielone oczy nagle pociemniały. Duże dłonie powędrowały na moje przedramiona. Wiedziałam, że jest silny, w końcu przez wiele lat trenował boks. Mocno mnie ścisnął, a ja z bólu nie mogłam nic powiedzieć.
-Nie będziesz mi mówiła co mogę robić, a czego nie!- krzyknął, potrząsając mną.
-Rozumiesz?- z moich oczu zaczęły spływać pojedyncze łzy.
-H..Harry sprawiasz mi ból.- dopiero teraz się opamiętał.
-Ja nie chciałem.- kiedy próbował do mnie podjeść moje oczy szeroko rozszerzyły się w strachu. Plecami desperacko naciskałam na szafki za mną, aby tylko zwiększyć dystans pomiędzy nami.
Jednak nic to nie dało. Chłopak coraz bardziej przybliżał się do mnie.
-Lily, ja naprawdę nie chciałem. Przepraszam.- wystawił ręce, próbując mnie przytulić.
-Nie podchodź do mnie.- Kiedy uspokoiłam się na tyle, by wszystko sobie uporządkować w głowie wybiegłam z pokoju prosto do łazienki. Zamknęłam drzwi za sobą upewniając się trzy raz czy na pewno dobrze je zamknęłam.
Usłyszałam coraz to głośniejsze kroki wykonywane w moim kierunku.
-Skarbie, ja… Muszę wyjść! Wrócę późno.-w jego głosie usłyszałam smutek.  Usłyszałam trzask drzwiami, mogłam spokojnie wyjść.  Wróciłam do salonu, a moją uwagę przykuła półka z naszymi albumami. Podeszłam do, niej wyciągając pierwszy z brzegu. Kiedy go otworzyłam, ujrzałam pierwsze zdjęcie. Przedstawiało mnie i jego… Nasza pierwsza randka w przepełnionym McDonaldzie nie była spełnieniem marzeń, ale czy to się wtedy liczyło? Przewróciłam na następną stronę… Zdjęcia nie były ułożone chronologicznie, ale nie przeszkadzało mi to. Kolejne zdjęcie przedstawiało naszą szczęśliwą rodzinę. Ja, Harry i nasza mała Darcy. Pozwoliłam łzom swobodnie spływać kaskadami po moich policzkach.
-Mamusiu, dlaczego płaczesz?- zapytała swoim dziecinnym głosem moja córeczka.
-Ja nie płaczę.- szybko otarłam łzy.
-Gdzie tatuś?- zapytała znowu. Serce mi się kroiło na myśl o tym, że muszę ją okłamać.
-Tata musiał wyjść, ale za nie długo wróci.- oznajmiłam, przytulając Darcy.
-Chciałabym, żeby przeczytał mi bajkę na dobranoc.- powiedziała smutna dziewczynka.
-Przecież ja mogę ci przeczytać.- uśmiechnęłam się do niej szeroko. Ona tupnęła nogą i powiedziała, że chce tatę. Wybiegła na górę, zostawiając mnie w osłupieniu…
Północ zbliżała się nieubłagalnie szybko. Jego nadal nie było w domu. Darcy już dawno położyłam spać, a sama leżałam na łóżku i czytałam książkę. Co jakiś czas musiałam się wrócić do poprzedniej strony, którą czytałam, ponieważ byłam zmęczona i nic z niej nie rozumiałam. Usłyszałam, jak ktoś siłuje się z zamkiem w drzwiach, a już po chwili, jak ktoś wchodzi po schodach na górę. Szybko odłożyłam książkę i wyłączyłam lampkę nocną stojącą szafce obok łóżka. Odwróciłam się tyłem do drzwi i okryłam szczelnie kołdrą. Nawet nie usłyszałam, kiedy Harry wszedł do pokoju. Poczułam uginający się materac pod jego ciężarem. Kiedy pocałował, mnie w policzek poczułam ostry zapach alkoholu. Najlepiej chciałam go odepchnąć, ale nie chciałam zdradzać tego, że nie śpię.
Starałam się być obojętna na każdy błąd, który popełniał. Ale robił je coraz częściej, a ja coraz częściej myślałam o tym, aby uciec od niego…
Kiedy obudziłam się rano, on leżał na brzuchu i pochrapywał cicho. Przez chwilę uśmiechnęłam się na ten widok, jednak po chwili przypomniał mi się incydent z wczorajszego dnia. Szybko zerwałam się z łóżka i pobiegłam na dół. Nie mogłam w ogóle skojarzyć, jaki jest dzisiaj dzień – sobota. Ja nie idę do pracy, a on… Pewnie jak zawsze wyjdzie po południu i przyjdzie po północy. Wyciągnęłam z lodówki wszystkie składniki, aby zrobić śniadanie wszystkim domownikom.  Moje myśli były daleko, kiedy przygotowywałam kanapki, smarując je dżemem. Nie słyszałam, kiedy Harry wszedł do kuchni. Podskoczyłam, gdy oplótł mnie rękami w talii stojąc za mną. Chyba wyczuł moją niechęć do jego ruchów, bo zaraz zabrał swoje ręce.
-Coś się stało?- zapytał, robiąc dziwną minę.
-Pytasz, czy coś się stało?- spuściłam głowę, przekręcając ją nerwowo.
-Zobacz, co mi zrobiłeś!- powiedziałam nagle wściekła, podwijając rękaw bluzki.
Na przedramieniu ukazał się wielki siniak.
-Przecież przeprosiłem cię wczoraj. Nadal jesteś zła?- zapytał z podniesionym tonem.
-Nadal?
-Myślałem, że mi przebaczyłaś…
-To źle myślałeś!- krzyknęłam głośno. Wyczułam obecność trzeciej osoby w pomieszczeniu. Szybko się odwróciłam i dostrzegłam smutną twarz córki. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Podbiegłam do niej i mocno ją przytuliłam. Nie kontrolowałam łez spływających po moim policzku. Harry próbował do nas podejść, ale cofnęłam się.
-Nigdy...-podciągnęłam nosem- Już nigdy nas nie zranisz!- powiedziałam ledwie słyszalnie. Wzięłam dziewczynkę na ręce i poszłam na górę. Pakowałam nasze ubrania w błyskawicznym tempie. Mała, zielonooka Darcy siedziała na łóżku. Od czasu do czasu zadawała mi różne pytania.
-Mamo? Gdzie jedziemy? Tatuś jedzie z nami?- było mi jej tak strasznie żal, kiedy popatrzyła się tak na mnie.
-Tatuś zostaje, a my jedziemy na kilka dni do babci!- dziewczynka bardzo ucieszyła się na wieść, gdzie spędzimy kilka kolejnych dni lub tygodni…
Minął tydzień od kiedy zamieszkałam u swojej mamy. Po śmierci taty zamieszkała w środku miasta, by nie czuć się samotna. Dzięki temu mogłam teraz szybciej dojechać do pracy oraz odwieźć Darcy do przedszkola. Akurat tego dnia siedziałam w mieszkaniu z córką i matką. Usta nam się nie zamykały, miałyśmy tyle sobie do opowiedzenia, co jakiś czas spoglądałyśmy na bawiącą się koło nas dziewczynkę. Nagle ktoś zadzwonił do drzwi. Moja mama, Elizabeth tak miała na imię, poszła otworzyć.
-Dzień dobry, czy zastałem Lily Styles?- zapytał młodzieniec.
-Tak, jest! Lily!- usłyszałam krzyk mojego imienia z korytarza. Szybko poszłam w tamtym kierunku, biorąc ze sobą Darcy.
-Tom? Co ty tutaj robisz?- zapytałam ze zdziwieniem. Widziałam go ostatnio trzy tygodnie temu, gdy przyjechał pooglądać mecz do naszego domu. Pamiętam, że wygoniłam jego i innych kolegów mojego męża, pamiętam także, że z mojego niekulturalnego zachowania wybuchła wielka awantura. Wtedy Harry pod wpływem alkoholu pierwszy raz mnie uderzył.
-Lily musisz ze mną jechać!- widziałam w jego oczach strach. Bałaś się mojej reakcji? Czy może tego, że mogę nigdzie z nim nie pojechać.
-Co? Co się dzieje? Gdzie jest Harry?- szybko zadawałam pytania, chłopak musiał pozbierać myśli i dopiero po chwili zaczął mówić.
-Harry, on codziennie chodzi do baru, pije i pali. Musisz coś zrobić. Zniszczy sobie życie! Pewnie nawet teraz siedzi i pije.
-Co?- zrobiłam wielkie oczy… Musiałam wreszcie spojrzeć prawdzie w oczy. Harry był alkoholikiem.
-Jedziemy?- zapytał Tom.
-Tak, mamo możesz zająć się Darcy?- zwróciłam się do matki, ona tylko uśmiechnęła się chwyciła mnie za ramie i pokiwała twierdząco głową.
Kiedy szybko ubrałam buty wybiegłam z domu prosto do auta. Tom ruszył w piskiem opon. Jechał bardzo szybko. Mój tato zginął w wypadku samochodowym, jechał pod wpływem alkoholu. Bałam się, że Harry także może zrobić takie głupstwo.
Zatrzymał się pod tym lokalem, a ja, nawet nie czekając na niego, pobiegłam prosto do wejścia.
-Lily, poczekaj!- nie słuchałam go. Pobiegłam prosto do środka. Znalazłam go dopiero wtedy, gdy weszłam w głąb lokalu.
Poczułam, że obok mnie staje zdyszany Tom. Przestraszyłam się, kiedy Harry podniósł swojego kolegę z pochyłej pozycji, tylko po to, aby zaraz przycisnąć go z wielką siłą do ściany. Harry krzyknął do zdezorientowanego chłopaka, że go zniszczy.
Mój mąż był pijany – kolejny raz.
-Powstrzymaj go.- czarnowłosy chłopak od razu mnie posłuchał.
-Harry przestań! Co ty robisz?- znajomy odcień zieleni spoczął na mojej twarzy.
-Zabierz ją stąd.- pokręciłam głową, a ciemne włosy opadły na moją twarz, zasłaniając mi tym dobrą widoczność.
-Stracisz ją! Harry, stracisz rodzinę. Najlepszą rzecz, jaka ci się przytrafiła jeżeli teraz nie przestaniesz!- z kostek jego palców kapała krew. Czerwień symbolizowała niebezpieczeństwo. Harry był niebezpieczny.
-Lily, ja…- zaczął zielonooki. Nie dałam mu dokończyć.
-Nie Harry! To koniec. Zniszczyłeś wszystko. Pijesz, palisz i nawet, nie wiem, czy nie bierzesz narkotyków.- z moich oczu kaskadami zaczęły spływać zły. Brunet próbował złapać mnie za ręce, ale się cofnęłam. Widziałam w jego oczach ból.
-Jesteś alkoholikiem, zacznij chodzić na terapię!- wybełkotałam, on pokiwał twierdząco głową.
-Kochanie, postaram się wszystko zmienić, tylko proszę nie zostawiaj mnie.- bał się samotności jak małe dziecko.
-Nie Harry, to koniec. Chcę rozwodu.- zostawiłam go takiego, zupełnie samotnego. Dopiero kiedy wyszłam za zewnątrz, poczułam ból w sercu… Zrozumiałam, że to koniec.

~*~

-Kochasz mnie?- zapytał z nadzieją w głosie.
-Tak.
-Dasz mi szansę?
-Nie.- rozłączyłam się. Opadłam na ziemię.  Czując bezsilność zaczęłam płakać i prosić, by wszystko okazało się snem.


czwartek, 19 grudnia 2013

Wyniki adminek.

Heej! Dzisiaj roztrzygnełam konkurs na nową adminkę na tym blogu ;)
Oficjalnie mogę powiedzieć, że zwyciężyły dwie, bo nie mogłam się zdecydować.
Wygrała...



WONDERSTUCKPL ORAZ NIALLERROMG 

gratuluję!
szczegółowe informacje wysyłam w mailach, tam będziemy się kontaktować :)
DZIĘKUJĘ WSZYSTKIM, KTÓRZY WZIĘLI UDZIAŁ W KONKURSIE. WSZYSTKIE PRACE BYŁY NA PRAWDĘ DOBRE! :)
kocham was, 
Justyna xx





niedziela, 1 grudnia 2013

Nabór Adminek

Hej! Chciałabym zrobić tzw. "nabór adminek", czyli poszukuje nowych administratorów bloga. Szkoda mi go troszkę, a sama nie dam rady go prowadzić. Także chcesz zostać adminką na moim blogu? Uważasz, że masz talent? 
 Napisz imagina z kimkolwiek z 1D o dowolnej tematyce. Można dołączyć zdjęcia i muzykę. Wysyłacie je na mój e-mail
redcherry057@gmail.com 
W emailu ma się znajdować:
-imagin,
-kilka faktów o sobie,
-swój nick czy twitter.
Jeżeli wysłałaś już zgłoszenie, napisz pod tym postem w komentarzu "GOTOWE" i podpisz się nickiem, który był w emailu z twoją pracą. Czekam do 15 grudnia :)
Powodzenia! Pytania?
twitter
ask
/Justyna xx

sobota, 30 listopada 2013

Niall (część 1)

Nie chciałam nikomu o nim mówić, a tym bardziej zaczynać rozmowę na jego temat. To by było zbyt nachalne z mojej strony, ale zarazem i egoistyczne. Ale widząc go codziennie w tym samym miejscu, na tym samym krześle, zamawiającego dokładnie tą samą potrawę w restauracji "The Five Fields", nie miałam wyboru co do tego. W końcu powiedziałam to mojej przyjaciółce, która tak na prawdę nie przejęła się tym zbytnio. Nie miałam do niej o to pretensji, bo w końcu ja nie zachowałabym się inaczej. Ale coś w mojej podświadomości mówiło mi, że to był tylko zwykły, londyński chłopak. Przynajmniej wtedy tak mi się wydawało.

Jak co dzień zaraz po uczelni udałam się do mojego ulubionego lokalu. Według mnie jest to najlepsza restauracja w mieście. Podają niesamowite jedzenie, obsługa jest bardzo miła, a atmosfera przyprawia mnie w niesamowity nastrój na resztę dnia. Po przekroczeniu progu wejścia, rozejrzałam się niedbale po całym pomieszczeniu. Już z początku mogłam poznać dosyć znajome twarze, które tak jak ja codziennie jadły tutaj obiad. Nagle podszedł do mnie mój ulubiony kelner, przywitaliśmy się i zaprowadził mnie do mojego ukochanego stolika pod oknem. Zamówiłam dzisiaj coś innego niż zazwyczaj, czyli rawioli ze szpinakiem i warzywami na parze. Uśmiechnęłam się uprzejmie do mężczyzny który odbierał ode mnie zamówienie, a ten po chwili odszedł. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że nigdzie nie mogłam zobaczyć jego...
Nawet nie znałam imienia tego chłopaka. Wiem tylko, że ma cudowne, błękitne oczy, które zawsze przez kilka minut analizują menu, aby i tak zamówić potem swoją ulubioną potrawę- lasagne ze szpinakiem i ostrym sosem pomidorowym. Jego spojrzenie nigdy nie spotkało mojego, chociaż ciągle go moim obdarzam. Dlatego nigdy nie było mi zaznać spojrzenia głęboko w jego cudowne tęczówki. Blond włosy, zawsze idealnie ułożone, rzadko były w wyjątkowym nieładzie. Idealne, pełne usta wykrzywione były zawsze w pięknym, delikatnym uśmiechu, co przyprawiało mnie o lepszy humor. Zarysy szczęki były zawsze rozluźnione. Jego twarz, zachowanie wobec innych ludzi i postawa opisywały go jako człowieka kompletnie bezbronnego, jakby nie posiadał żadnych problemów w swoim życiu, nie miał żadnych zmartwień. Jakby należał do tych ludzi, którzy mają masę znajomych, ukochaną dziewczynę, kochającą rodzinę, wspaniałą pracę, idealne warunki do życia... Życie bez problemów.
Jak codziennie zaczęłam spożywać posiłek który właśnie został dostarczony do mnie przez kelnera. Zawsze dokładnie delektowałam się każdym kęsem, przeżuwając dokładnie. Tak naprawdę powodem tego była chęć zostania tutaj jak najdłużej, aby chociaż raz rzucić okiem na blondyna. Ale to było niemożliwe, bo gdy tylko na niego spojrzę, mogę się w niego wpatrywać nawet i godzinami. Ale tak na prawdę sama siebie nie rozumiem, ponieważ nawet go nie znałam. Może cieszy mnie fakt, że na świecie istnieją ludzie z idealnym życiem bez zmartwień? A ten chłopak był z pewnością takiego człowieka przykładem.
Gdy usłyszałam dźwięk otwierających się drzwi, a za nim głośny śmiech, od razu moje serce zabiło szybciej. Owa postać podążyła do stolika z telefonem przy uchu. Dlaczego zajął miejsce tylko o jeden stolik dalej ode mnie? Zazwyczaj siadał na drugim końcu restauracji. Podążyłam tam wzrokiem. No tak, "jego" stolik był zajęty. Nawet nie mogłam powstrzymać się od rumieńców, gdy siedział tak blisko mnie. Patrzyłam się bezczynnie na swoją potrawę, ale raczej nie byłam w stanie teraz jeść. Nie miałam pojęcia, co się ze mną działo.
-Rawioli ze szpinakiem poproszę. Do tego warzywa na parze. -Siedziałam na tyle blisko, że mogłam usłyszeć po raz pierwszy jego głos. Zacisnęłam usta w cienką linię i wyjęłam komórkę z kieszeni, udając, że piszę sms'a. Zamówił taką samą potrawę, jak moja, a ja oczywiście przejęłam się tym jak głupia. Już więcej niczego nie usłyszałam. Schowałam telefon do torebki i zaczęłam dalej konsumować warzywa.
-Przepraszam panią! -Krzyknął blondyn. Zacisnęłam zęby z całej siły a moje serce fikało koziołki. Obróciłam powoli głowę w stronę chłopaka i spojrzałam na niego jakbym zobaczyła ducha. Jednak ten nie patrzył na mnie, tylko na śliczną blondynkę o ciemnych oczach i wspaniałej sylwetce siedzącą nieopodal jego stolika.
-Ja?- Spytała delikatnie, posyłając mu szeroki uśmiech.
-Tak! Dobre to?-Wskazał na potrawę dziewczyny. Jadła dokładnie to samo, co ja.
-Przepyszne! -Znów wykrzywiła usta w szczerym uśmiechu. Ten tylko zaśmiał się donośnie, i wrócił do stukania w ekran swojego białego I'phone'a. Zrobiło mi się bardzo przykro. Przecież ona siedzi na końcu restauracji, a ja niemalże na przeciwko niego, jedząc to samo. Ale dlaczego ja mu się dziwie? Przecież owa blondynka była przepiękna o nienagannej sylwetce i szczerym uśmiechu, a ja? Przeciętna brunetka. W dodatku obok blond piękności siedziała inna, również obdarzona urodą dziewczyna. Przygryzłam wargę.
Dlaczego ja dzień w dzień gapię się na niego jak napalona głupia grubaska, o on nawet nie obdarzył mnie ani jednym spojrzeniem? Traktuje mnie jak powietrze, i to bolało. Bardzo.
Dlaczego moje ciało samo podniosło się z miejsca? Nie kontrolowałam tego, co robię, po prostu wstałam od stolika i szłam w kierunku blondyna. W mojej głowie krzyczała podświadomość "wracaj! co cię napadło?" ale tak na prawdę ciało kompletnie to ignorowało. Zatrzymałam się tuż nad blondynem. Serce biło jak szalone a policzki pokrywały się dużym rumieńcem. Chłopak powoli oderwał się od ekranu telefonu i patrzył na mnie oczekująco. Przełknęłam głośno ślinę, chcąc szybko wymyślić jakikolwiek powód, dla którego podeszłam do jego stolika.
-Mogę ci w czymś pomóc?-Spytał, widocznie już zniecierpliwiony. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, że robię z siebie idiotkę.
-Ja em.. Mogłabym pożyczyć sól?- Spytałam, starając się brzmieć obojętnie, ale niezbyt dobrze mi to wychodziło.
-Jasne.- Podstawił mi pod nos solniczkę, a ja gwałtownie chwyciłam ją w dłoń i szybkim krokiem podeszłam do swojego stolika i posoliłam potrawę. Super, teraz na pewno będzie o wiele za słona, ale co miałam zrobić? Nagle poczułam potrzebę jego bliskości, więc niekontrolowanie podeszłam do niego.
 Odwróciłam się znów w stronę chłopaka który patrzył się na tamtą blondynkę, a ta chichotała głupio. Zacisnęłam zęby i znów wybrałam się do stolika blondyna.
-Dzięki.- Mruknęłam, postawiłam chyba zbyt głośno solniczkę i zawróciłam. Ten pewnie i tak tego nie usłyszał.
Nawet nie chciało mi się już więcej tutaj siedzieć, dlatego nie zajęłam już ponownie miejsca na krześle. Wyjęłam portfel z torebki i umieściłam odpowiedni banknot w koszyczku z rachunkiem. Nie spoglądając już na blondyna opuściłam restaurację i pojechałam do domu.


Ona poświęciłaby swo­je życie za niego, on poświęciłby jej życie za swoje... 


*Oczami Niall'a*

-To w takim razie do zobaczenia, Harry.- Palnąłem w słuchawkę, przekraczając próg lokalu. Schowałem telefon do kieszeni i spojrzałem na mój ulubiony stolik. Był niestety zajęty, więc udałem się do wczorajszego miejsca. Może znowu pojawi się ta blondynka? Była bardzo ładna i miła, a przy okazji, z tego co wiem, miała całkiem dobre poczucie smaku. Zająłem miejsce i rozejrzałem się po pomieszczeniu. Jak zwykle panował w nim gwar, ale nie przeszkadzało mi to. Gdy kelner podszedł, złożyłem zamówienie i wyjąłem moje notatki z uczelni. Życie studenta, gdy ci zależy na nauce, jest bardzo trudne. Przeglądałem je z lekkim zdenerwowaniem stwierdzając, ile nauki mam zapowiedzianej na dzisiejszy wieczór. Nie mogłem wybrać się nawet w tygodniu do jakiegoś klubu ze znajomymi, bo studia mi nie pozwalały na takiego typu rozrywki. Usłyszałem, że ktoś wchodzi do restauracji, więc z ciekawości zauważyłem, że ową osobą jest nie kto inny, jak brunetka "od soli". Dziwne, że przyszła tutaj drugi raz pod rząd, wcześniej nigdy jej tutaj nie widziałem. A może jestem ślepy? Tak właściwie, to było trochę głupie z tą solą, ona dziwnie się zachowywała. 
Rozejrzała się wokół i widocznie posmutniała. Zrobiłem to samo i zauważyłem, że nie ma wolnego stolika dla niej. Już za chwilę obróciła się na pięcie i zamierzała opuścić restaurację.
-Hej, możesz usiąść ze mną!- Krzyknąłem w jej kierunku. Ona jakby zastygła w bezruchu i obróciła głowę w moją stronę. W jej oczach było widać przerażenie. 
-J..ja? -Wyjąkała, a ja zaśmiałem się cicho.
-Tak, ty. -Uśmiechnąłem się. Ona jednak nie odwzajemniła tego gestu. Wyglądała, jakby zastanawiała się, czy zaufać mi, czy nie, co było niemal głupie.
-Raczej to.. nie najlepszy pomysł. -Szepnęła cicho.
-Dlaczego?- Zdziwiłem się. Była taka zagubiona, przerażona...
Zacisnęła usta w wąską linię, ale w końcu powoli podeszła do mojego stolika i zajęła miejsce na przeciwko mnie. Zauważyłem, że ma łzy w oczach.
-Coś się stało?- Spytałem z troską. Nie wiem dlaczego, ale mi również zrobiło się przykro. 
-Moglibyśmy... po prostu do siebie nic nie mówić? Nie poznawać siebie nawzajem?- Szepnęła. Uniosłem brwi ze zdziwienia.
-Dobrze...- Mruknąłem.
Przez cały czas nie spojrzała na mnie, za to ja co chwila obdarzałem ją długimi spojrzeniami. Po skończeniu posiłku zostawiła banknot na stoliku i wybiegła bez słowa, przyprawiając mnie w jeszcze większe osłupienie. 


Uwiel­biam pod­no­sić na niego wzrok i mieć nadzieję, że te­go nie zauważa. Kocham to ciepłe, roz­koszne drżenie mo­jego ciała, gdy na ho­ryzon­cie po­jawia się je­go sylwetka... 


Od autorki:
Witam was z moim nowym inaginem o Niall'u! I jak wam się podoba? Szczerze mówiąc uważam, że wyszedł mi całkiem nieźle. Chcecie kolejną część? Proszę o komentarze. :)
Wiem że wróciłam tak niespodziewanie, ale mam ostatnio wenę na imaginy. Także... co sądzicie? Chciecie kolejną część? 
Jest nowa lista informowanych, także jeżeli chcecie być, to zapraszam do zakładki "informowani" . 
~Justyna

poniedziałek, 25 listopada 2013

Wielki powrót!

Tak jak możecie zobaczyć po tytule, powracam jak nowo narodzona!
Niedługo wznowie działalność bloga. Sprawy które chcę poruszyć:

1. Nie dokończę poprzednich imaginów na tym blogu. Według mnie są kiepskie, a wy możecie użyć swojej wyobraźni, aby sami wymyślić zakończenie :).
2. Niedługo odbędzie się nabór adminek! Także jeżeli chcecie prowadzić tego bloga razem ze mną, a uważacie, że macie talent, to odbędzie się konkurs na nowego administratora bloga. Szykujcie imaginy do napisania i wysłania na adres e-mail, ale o tym już w innym poście :).
3. Jeżeli czytacie mojego bloga o Marcelu-Harrym, wiecie na bierząco, co u mnie słychać, także zapraszam na niego! (link obok w stronach).
4. Nie dokończę moich starych imaginów, ale nie usunę ich. 
5. Wszystkie pytania możecie zadawać mi w stronach, które są podane obok (kontakt). 


Mam nadzieję, że cieszycie się z mojego powrotu.
Do usłyszenia!
Justyna x

poniedziałek, 2 września 2013

NOWY BLOG O MARCELU :)

Wow! Wszyscy byli na TAK :)


http://marcel-harry-opowiadanie.blogspot.com/

Czasami jak mnie wena najdzie, wejdę na tego bloga, i go nie usunę :)
Jak narazię zajmuje się tym :) 
Na razie jest tylko 1 rozdział skopiowany,ale spróbuje wszystkie skopiować do końca tego tygodnia i napisać nowy rozdział :)
ZAPRASZAM DO KOMENTOWANIA!

niedziela, 1 września 2013

WAŻNE dla czytelników bloga ! Wszystkich!

Hej, więc tak, temat jest prosty. Zauważyłam, że większość z was czeka tylko na imagin o Marcelu-Harrym. Dlatego wpadłam na pomysł- może założę oddzielnego bloga z dokończeniem tego 'imagina' i powstanie opowiadanie? Mam pomysł na dalszy ciąg tej opowieści. A szczerze mówiąc, tylko pisanie imagina o Marcelu sprawia mi przyjemność. Jeżeli chcecie, to mogę dokończyć pozostałe imaginy tutaj, ale potem usunę tego bloga i pojawi się nowy- o Marcelu. 
Cóż, decyzja należy do was. 

Jeżeli chcesz, abym założyła nowego bloga i tam kontynuowała imagina o Marcelu - piszesz TAK. 

Jeżeli nie zgadzasz się z tym pomysłem i chcesz aby blog był dalej kontynuowany jak do tej pory- piszesz NIE.

ODPOWIEDŹ UZASADNIJCIE.

mi osobiście bardziej podoba sie pierwsza opcja. 
Pozostać na blogu, czy dokończyć pozostałe imaginy i usunąć go, tworząc nowego tylko z Marcelem? :)



Jeżeli macie jakieś pytania to zadawajcie je tutaj:
e-mail - redcherry057@gmail.com




wtorek, 27 sierpnia 2013

Niall #4 + Podziękowania

Przeczytaj notkę pod rozdziałem koniecznie! :)


15 komentarzy=następna część! ;)x

---------------------------------------------------------------------------------

Stąpając po chłodnym, drobnym piasku moje stopy zapadały się pod małymi ziarenkami, tworząc wyraźne, niewielkie ślady. Zimna, słona woda co jakiś czas delikatne moczyła nogi, ochładzając je lekko, co było niemal przyjemne, ponieważ mocne promienie słoneczne ogrzewały moje ciało, dlatego upał stawał się nie do zniesienia. Morska bryza muskała moje policzki, dzięki czemu powietrze, którym oddychałam, wydawało się być bardzo czyste i świeże. Uwielbiałam spacerować po plaży wzdłuż morza, ale ta przechadzka miała zupełnie inny cel, niż tylko zwykłe rozmyślanie- próbowałam przypomnieć sobie, co wydarzyło się tamtego wieczora. Niestety byłam zdana tylko na siebie, gdyż ani Niall, do którego domu jakimś niewyjaśnionym cudem trafiłam po imprezie, ani Zayn, którego wyraźnie pamiętałam, że z nim tańczyłam, nie chcieli mi powiedzieć, co się stało. Na szczęście atmosfera panująca tutaj trochę mnie ocuciła, dlatego niektóre sceny z poprzedniej nocy powracały do mojej osoby, szokując mnie jeszcze bardziej.



Brutalne, pełne namiętności pocałunki powoli przeradzały się w coś więcej. Chłopak położył ręce na mojej tali, zjeżdżając coraz niżej. Nie przestawał skradać pocałunków na moich ustach, które po chwili przeniósł na szyję. 
-Chodź za mną.-Wyszeptał wprost do mojego ucha, lekko przygryzając jego płatek, co spowodowało, że miliony dreszczy przeszły przez moje ciało. Mimo tego, iż tym chłopakiem był Zayn, alkohol dawał mi się we znaki, dlatego posłuchałam bruneta. Uśmiechnął się zawadiacko, po czym ujął moją dłoń i pociągnął mnie za sobą. Nagle poczułam, że ktoś kładzie rękę na moim ramieniu. Szybko odwróciłam się do tyłu, wcześniej wyrywając się Zayn'owi. Zobaczyłam blondyna, który był wyraźnie zdenerwowany. 
-Co ty wyprawiasz?- warknął, na co natychmiast zareagowałam głośnym śmiechem. 
-Idę się seksić.- Odparłam, wzruszając ramionami.
-Nigdzie nie idziesz.-Rzekł spokojniej, niż wcześniej, i pociągnął mnie w stronę wyjścia. Po drodze nigdzie nie spostrzegłam bruneta, dlatego pomyślałam, że zgubił się i nie mógł mnie znaleźć. Podczas wychodzenia z klubu, chwiałam się i co chwilę wybuchałam śmiechem z niewiadomego powodu. Gdy już opuściliśmy budynek, zadrżałam z zimna. Na dworzu panowała kompletna ciemność i było bardzo zimno.  Mimo mojego sprzeciwu, Niall zarzucił mi swoją kurtkę na ramiona.



Wtedy to mnie za bardzo nie obchodziło, czy byłam ubrana, czy nie, ale teraz byłabym mu bardzo wdzięczna za to okrycie. Było cholernie zimno, więc z pewnością leżałabym dzisiaj w łóżku pod kołdrą będąc przeziębiona. Ponownie wytężyłam umysł, starając sobie przypomnieć coś jeszcze z tamtego wieczoru.



-Gdzie mnie wieziesz. pedofilu! hahahaha! -krzyknęłam, gdy byłam w aucie Niall'a. Chłopak zaśmiał się.
-Do mnie, pijoku.- Ponownie wybuchnął śmiechem, a ja się do niego przyłączyłam. 
-Okej! Ale tam będziemy się seksić.- Powiedziałam stanowczo, na co ten znów stłumił chichot.
-Tiaa... -Mruknął z uśmiechem. 
-Obiecaj! Jestem napalona! -Podniosłam głos. 
-Hahahahaha...-zaczął- Oj (t.i.), co ty byś beze mnie zrobiła...- szepnął.



Boże, jaka ja byłam głupia! Przecież to kompletny wstyd! Automatycznie zarumieniłam się na to wspomnienie. Jak mogłam to powiedzieć. Próbowałam sobie jeszcze coś przypomnieć, chociaż, szczerze mówiąc, nie mogłam, ani nawet nie chciałam. Kierowałam się już w stronę domu. 



********


Przełączałam kolejno kanały w telewizorze, chcąc załapać się na jakiś głupi serial bądź film, ot tak, dla zabicia czasu. Dłużył mi si niemiłosiernie, a ja ciągle czekałam, aż Niall przyjedzie, ponieważ umówiliśmy się na spotkanie. Chciałam wyjaśnić tą całą noc. Wiem, że dziwnie się zachowuje, przecież to jedna z nielicznych nocy, podczas jakich byłam pijana, ale miałam takie strasznie mocne uczucie, że coś innego wtedy się wydarzyło. I nie miałam pojęcia, co. W końcu zadzwonił dzwonek do drzwi, dlatego poderwałam się, żeby je otworzyć. W drzwiach stał uśmiechnięty blondyn, który przywitał mnie uściskiem, który odwzajemniłam. Zaprosiłam go do salonu i zrobiłam kawę. Wróciłam do salonu z dwoma kubkami gorącego napoju i postawiłam je na stoliku. 
na początku ucięliśmy sobie miłą, lekką pogawędkę. Ale potem starałam nieustannie dowiedzieć się od niego, czy coś nietypowego wydarzyło się tamtej nocy. Oczywiście, Niall wszystkiemu zaprzeczał i mówił, że po prostu byłam bardzo pijana. Nagle znów zadzwonił dzwonek, dlatego wstałam i podbiegłam do drzwi. O nie. 

-----------------------------------------------------------------------------------------

Od autorki:
DZIĘKUJE ZA 20.000 WYŚWIETLEŃ! Jesteście cudowni! ;) Dzisiaj nowy Niall, z okazji tych wyświetleń wyszło mi takie cuś, mam nadzieję, że chociaż troszkę wam się spodoba. Wiem że krótki, za co przepraszam.
Nowy Marcel, bo, ciągle się pytacie, pojawi się jakoś pod koniec sierpnia, ale nic nie obiecuje! ;) Z tym imaginem będzie jeszcze 1 część. Kocham! xx








czwartek, 15 sierpnia 2013

Marcel-Harry #4

Przeczytaj notkę pod rozdziałem :)


27 komentarzy=następny rozdział! :)
anonimy się podpisują!!!!

Jednak, gdy wyszłam z jego domu, to, co zobaczyłam przed budynkiem, kompletnie mnie zszokowało. Na wąskim chodniku obok głównej ulicy, na której również znajdowała się szkoła, stała pewna grupa bardzo dobrze znanych mi osób. Spośród niewielkiej bandy ludzi wyłapywałam twarz Justina, Zayna, Louisa i reszty mojej paczki przyjaciół.
Zamarłam, a moje nogi odmówiły mi jakiegokolwiek posłuszeństwa, wrastając w ziemię. Stałam kompletnie sparaliżowana, nie wiedząc, jak się zachować, co zrobić, po raz kolejny zresztą, ponieważ wydarzenia ostatnich dni były kompletnie różne od codziennych zdarzeń. Na szczęście, na dworze panował mrok, tylko nieliczne latarnie oświetlały nocną ulicę bez jakiegokolwiek ruchu. Mając nadzieję, że nikt mnie nie zauważył, jak wychodzę z domu chłopaka, odwróciłam się powoli na pięcie, kierując się w stronę wejścia do budynku. Cichutko zapukałam, jak najciszej, ponieważ gdybym zadzwoniła dzwonkiem do drzwi, byłby na tyle głośny, aby mogli mnie usłyszeć, dlatego miałam nadzieję, że Harry wyłapie moje ciche dobijanie się. Odetchnęłam z ulgą, gdy drzwi powoli otworzyły się, a w nich stanął brunet, patrząc na mnie zdezorientowany. 
-Mamy mały problem. - Szepnęłam i popchnęłam chłopaka do środka, wchodząc za nim i zamykając drzwi. Przez chwilę wymienialiśmy spojrzenia, ale po chwili Harry, chcąc dowiedzieć się, o co chodzi, szepnął zdenerwowany:
-Co jest?- nie odrywał ode mnie swoich głębokich, zielonych oczu. Na początku byłam nimi kompletnie zaślepiona, ale później zrozumiałam, że głupio się zachowuje, dlatego postanowiłam mu wyjaśnić, co ja tu jeszcze robię. 
-Na dworzu... stoją... moi....hm.... znajomi. -Szepnęłam cicho, wyczekując jego reakcji.  Skrzywił się, po czym dodał:
-Myślisz, że długo jeszcze będą tu sterczeć?
-Wiesz...-zaczęłam niepewnie- jak się umówią, to do rana mogą tu stać. -Powiedziałam pewniejszym tonem. Harry przeklnął, po czym zrobił minę, która wyglądała, jakby głęboko nad czymś myślał.
-To w takim razie nie masz innego wyjścia, jak zostać u mnie. -Uśmiechnął się chytrze, po czym złapał moje ramię i pociągnął mnie w stronę, jak później się okazało, kuchni.
-Nna noc?- Zająkałam się i szerzej otworzyłam oczy.
-Na to wygląda.- znów ten uśmiech. 
-Chyba zwariowałeś.- zakpiłam.
-Dlaczego?- wyglądał na zdziwionego. Boże.
-Dlaczego?! A nasi rodzice?! Zresztą, znamy się parę dni. W życiu tutaj nie zostane, wykluczone. -Zbulwerowałam się trochę, ale chłopak wydawał się być rozbawiony. Zachichotał. 
-Moi rodzice wybyli na weekend, a jutro jest sobota, więc nie musisz się martwić szkołą. Może gadamy dopiero od paru dni, ale znamy się chyba od pierwszej klasy liceum. Jesteśmy w trzeciej. To ty zawiniłaś tym, że się wcześniej nie poznaliśmy...hm... osobiście. 
-Chyba nie tylko ja. Nie dziw się, że nikt do ciebie nie podchodził.
-Dlatego nikt nie zna mojego prawdziwego oblicza.
-Zawsze może poznać. - Na te słowa Harry spojrzał na mnie ze strachem, ale jednocześnie było wyraźnie widać, że bardzo się zezłościł.
-Sugerujesz coś?- Wychrypiał.
-Przypominam ci, że wciąż nie powiedziałeś mi, dlaczego nie chcesz zmienić swojego sztucznego wizerunku na ten codzienny....lepszy. Ciągle czekam, aż mi to wyjawnisz.- Wysyczałam i momentalnie zacisnęłam dłonie w pięści, próbując się lekko uspokoić.
-Powiedziałem, że muszę obdarzyć cię większym zaufaniem. Przecież znamy się tylko pare dni..- jego ostatnie zdanie brzmiało, jakby naślodował mowę jakiejś dziewczyny. Ahh, no tak, mnie.
-Nie wystarczy ci, że dzisiaj wysiedziałam z tobą i twoimi koleszkami cały dzień, i naprawdę było widać, że mnie polubiliście?!- to zdanie niemal wykrzyczałam. Byłam na prawdę wpieniona.
-Ah, już rozumiem. Dziękuje. -Chłopak zezłościł się bardziej ode mnie, ale w jego oczach zauważyłam coś... smutnego? ponurego? Nie wiedziałam, o co mu dokładnie chodziło w jego wypowiedzianym przed chwilą zdaniu.
-Co? Jakie "dziękuje"?- spytałam. 
-Siedziałaś tutaj ze mną, tylko po to, żebym cię polubił, wyjawnił mój sekret, a ty byś powiedziała go bez wachania swojej bandzie, aby wszyscy się dowiedzieli! I wiesz co?! Udało ci się, bo na prawdę cię polubiłem.- krzyczał na mnie.
-Harry, nie! Co ty wygadujesz?! To nie...
-To jest w stu procentach na pewno tak! Jesteś głupią dziwką, myślałem, że jesteś inna niż ta reszta. Ale wiesz co?! Ja jestem głupszy, bo dałem ci się nabrać. - Na początku ton głosu miał uniesiony, ale potem ostatnie zdanie niemal wyszeptał. Do oczu napłynęły mi łzy. 
-Masz rację, jestem głupią dziwką. - wyszeptałam, po czym podbiegłam do drzwi wejściowych i czym prędzej opuściłam budynek, nie zważając nawet na moich przyjaciół.

-O, hej, (t.i.). Co tutaj robisz?- Zawołał Louis, ale zignorowałam bruneta. Pojedyncza łza spłynęła po moim policzku. Puściłam się biegiem w stronę swojego domu. Miałam dość.



***


Prawie bezszelestnie zajęłam miejsce obok Justin'a na matematyce. Od tamtego incydentu z Harry'm minął tydzień, a ja nie zamieniłam z nim ani jednego słowa, nawet nie raczyłam obdarzyć go najmniejszym spojrzeniem. Dlaczego on sobie tak pomyślał? Przecież na prawdę dobrze spędzało mi się z nim czas, również z jego kolegami, ale przecież nie miałam zamiaru nikomu powiedzieć o sekrecie bruneta. Owszem, byłam trochę natarczywa w stosunku do jego tajemnicy, ponieważ chciałam jak najszybciej się o niej dowiedzieć. Przecież to nie mogło być nic ważnego. Ale dlaczego miałby się tak ubierać? Przecież to niedorzeczne, tak samo jak to, że nazwał mnie... dziwką. Chociaż nie lubię wspominać o tamtym zdarzeniu, to moja głowa i tak jest cała zamyślona o tajemniczym brunecie. 
Najbardziej wnerwiał mnie fakt, że mnie unika, oraz zachowuje się tak, jakby nic nie miało u niego w domu miejsca. Moi przyjaciele próbowali ode mnie wyciągnąć, dlaczego włóczyłam się sama w nocy po środku ulicy, natomiast ja nie odezwałam się ani słowem. Na szczęście nie widzieli, jak wybiegam z jego domu, tylko że po prostu idę jezdnią, dlatego nie mieli żadnych podejrzeń. Chyba że się mylę, tego nie wiem na pewno. 
-Proszę siadać, kochani. - Do sali wkroczyła szczupła blondynka, która miała piskliwy głosik. Wyglądała na "gorącą dwudziestkę", a na jej twarzy widniała tona make-up'u. Ble. 
-Dzisiaj zastępuję waszego pana od matematyki, ponieważ nie mógł on przyjść na tą lekcję. Macie czas wolny, zajmijcie się sobą.- Na szczęście nie była taka głupia, na jaką wyglądała. Dała nam wolną rękę, z czego niezbyt się ucieszyłam. Do naszej ławki przysiadł się Lou, Zayn, Sel i Miley. Wszyscy zawzięcie o czymś dyskutowali. No, oprócz jednej osoby. 
Louis przyglądał mi się zawzięcie, na co ja lekko się poddenerwowałam. 
-Możemy porozmawiać?- szepnął, po czym nie czekając na moją zgodę, wstał i podał mi rękę. Poszliśmy na koniec sali, na szczęście, nikt nie zwrócił na nas najmniejszej uwagi. Oprócz jednego ucznia.
Louis w końcu się odezwał:
-Nie powiedziałem.
Nie wiedziałam, co mam zrobić, może dlatego, że nie byłam pewna, co ma na myśli.
-Widziałem, jak wybiegasz z domu Marcela, cała we łzach zresztą. -Louis patrzył się na mnie badawczo.- Żądam wyjaśnień.
-Z niczego nie będę ci się spowiadać.-Warknęłam.
-Cóż, chyba nie masz wyboru. -nie spuszczał ze mnie swoich niebieskich tęczówek. Westchnęłam, chcąc szybko wymyślić jakąś tępą wymówkę.
-Poprosiła mnie o pomoc w zadaniu z matematyki.- usłyszałam z ławki za Louisem niski, ochrypły głos. To on.
-Serio? Z nim, serio?- Louis widocznie nie dowierzał.
-Tt..tak.- szepnęłam, po czym wymusiłam uśmiech. Niebieskooki był zbity z tropu. 
-Dlatego płakałaś. Aha, rozumiem. -Powiedział z sarkazmem, zerkając w stronę lokowatego. -Dzisiaj już cię nie męczę. Nie chcesz, nie mów. Ale wiedz jedno- jestem twoim przyjacielem, i bardzo się o ciebie martwię. Tak jak wszyscy. Na razie. - szepnął, po czym udał się do reszty naszej paczki. Stałam jak wryta, patrząc się na Harrego. Ten tylko poklepał miejsce obok siebie. 
-Nie. Nie będę z tobą rozmawiać.- Warknęłam. Zadzwonił dzwonek. Wybawienie. Pędem udałam się po moją torbę a następnie wybiegłam z sali, chcąc znaleźć się jak najdalej od niej.


Od autorki:
Niespodzianka! ha,ha ! Nie wiem z czego leje, ale ok... Jesteście okropnie niecierpliwi! Nawet na asku spamujecie, kiedy kolejna część o Marcelu, no to macie! Mam nadzieję, że jesteście zadowoleni. Teraz planuję kolejną część o Niall'u, także proszę was- nie pytajcie się tyle, kiedy next, bo to jest nie powiem, miłe, ale trochę uciążliwe :) Pewnie liczyłyście na kiss, ale tu nie ma tak dobrze :D Do zobaczenia! xxx