piątek, 31 stycznia 2014

Liam #4

Delikatnie postawiłam stopę na chropowatej powierzchni chodnika, obrzuciwszy spojrzeniem wysoki budynek majaczący mi przed oczami w letnim, sierpniowym słońcu. Wysokie kolumny podtrzymywały ciężki, masywny daszek, rzucający wątły cień na skrawek kostki znajdujący się pod nim.  Zamknęłam cicho drzwi samochodu taty. Znowu skierowałam swoje spojrzenie na budynek szkoły. Niepewnym krokiem ruszyłam w kierunku ogromnych, przeszklonych drzwi. Pchnęłam je zdecydowanie, by po chwili sromotnie tego pożałować. Szkoła nie należała do miejsc, w których czułam się komfortowo. Wszystkie spojrzenia zdawały się przewiercać całe moje ciało. A może to tylko moja wyobraźnia? Zawsze miałam skłonności do wyolbrzymiania problemów, ale jedno wiedziałam na pewno: nie lubiłam być w centrum uwagi. Prześlizgałam się pomiędzy ludźmi, torując sobie drogę cichym "przepraszam", szeptanym w stronę przechodniów. Z trudem przedostałam się do mniej zaludnionej części korytarza - na sam jego koniec, tuż przy sali chóralnej. Opadłam na podłogę, ocierając się plecami o śliską ścianę pomalowaną na stonowany beż. Chwyciłam pasek swojej torby i odpięłam zamek. Zanurzyłam w niej rękę, przeszukując jej czeluści. Opuszkami palców odszukałam grubą książkę. Chwyciłam i zdecydowanym ruchem wyjęłam ją. Odłożyłam torbę i zajęłam się tomiszczem, zalęgającym teraz na moich udach. Przewertowałam delikatnie strony, w poszukiwaniu zakładki. Zatrzymałam się na stronie siedemdziesiątej czwartej, kiedy usłyszałam nad sobą miękki głos pani McVen. Podniosłam głowę, obdarzając ją miłym, zupełnie szczerym uśmiechem.
-[t.i], sprawdź proszę, czy wszystkie klasy są zamknięte, dobrze? - Zapytała, a jej uśmiech, który nigdy nie schodził z twarzy, z której tym razem również jej nie opuścił. To było podobne do pani McVen. Można byłoby powiedzieć o niej wiele dobrych rzeczy, ale zawsze zrzucała swe obowiązki na podwładnych. Tym razem padło na mnie. Podniosłam się do pozycji stojącej. Rzuciłam krótkie "mhm" w jej stronę i chwyciłam pęk kluczy, który podała mi, wyciągając rękę w moim kierunku. Przeszłam korytarzem do sali usytuowanej w samym jego rogu - klasa biologiczna. Chwyciłam klamkę. Nie ustąpiła. Kolejna klasa również okazała się być zakluczona. Chwyciłam kolejny uchwyt. Drzwi pomieszczenia uchyliły się nieznacznie. Spojrzałam na nie bacznie - sala chóralna. Wejrzałam ciekawe wgłęb klasy. Osoba siedząca na skaju wysokiego podwyższenia chyba mnie nie dostrzegła. W ręku trzymała gitarę, delikatnie muskając palcami jej struny, zupełnie, jakby to były płatki róż. Rozpoznałam w niej Ian'a Tyler'a. Co on tu robi? Chłopak jest jednym z członków "paczki" Liama. Zanim wejrzałam do klasy, spodziewałam się tu zobaczyć każdego, ale nie jego, ani jego kolegów. Liam'a także. Stałam zbita z tropu, kurczowo trzymając się drzwi, jakby to one miały mi wyjaśnić, to teraz zrobić. Odchrząknęłam lekko, ale ten mały gest wystarczył, by zwrócić na siebie uwagę chłopaka.
-Eee...pani McVen kazała mi sprawdzić, czy klasy są zamknięte i... - urwałam, by spojrzeć na chłopaka, który przewiercał mnie spojrzeniem swych zielonych tęczówek. Nic nie odpowiedział.
-Jeśli chcesz, możesz zostać, zamknę później. - Rzuciłam, robiąc krok w tył i chcąc zamknąć przed sobą drzwi, gdy nagle usłyszałam jego głos, dość donośny i z nutą tajemniczości, ukrytej u jego podstawy, tam, w jego głowie. Podniosłam wzrok, słysząc jego słowa.
-Liam ma szczęście. - Odparł enigmatycznie. Nie wiedziałam, jak miałam na to zareagować.
-To znaczy? Przekroczyłam zdecydowanie próg, wciąż jednak nie zamykając za sobą drewnianej płyty.
-Oj, nie zrozumiesz, otarł się o wizytę w szpitalu. - Przepraszam, co?
-C-co? - Wydusiłam siebie, wlepiając swój wzrok w kurtynę przewieszoną za plecami Ian'a.
-Nie zrozumiesz. Wyjdź już, zamkniesz później. - Rzucił chłodno, powracając wzrokiem na idealnie wyprofilowany kształt gitary, którą trzymał w ręku. Poczułam, jakby moje nogi nagle ważyły tysiąc kilo, a podniesienie ich gwarantowało rychły upadek na chłodną posadzkę. Przezwyciężyłam to uczucie, czując, jak moja głowa pulsuje od nawału informacji. Oparłam się o drzwi, próbując unormować swój oddech i uporządkować myśli. Ścisnęłam dłoń w pięść, uderzając ją delikatnie w drewno.  Właściwie, nie wiem, dlaczego tak się tym przejmowałam. Może dlatego, że Liam naprawdę nie był mi obojętny. Przybrałam znudzony wyraz twarzy, co oczywiście mi nie wyszło i przeszłam korytarzem, naciskając wszystkie klamki. Usiadłam w tym samym miejscu, które zajęłam wcześniej, wyczekując dzwonka, mając nikłą nadzieję nie napotkać żadnego chłopca z paczki Liam'a. Otworzyłam książkę, łudząc się, że chociaż ona wyrwie mnie z przerażającego świata moich myśli.
~*~

Wciąż nie wiedziałam, po co tu przyszłam. Łudziłam się chyba, że siedzenie w ciszy w miejscu, wyjętym rodem z horroru, coś mi pomoże.  Obrzuciłam spojrzeniem otoczenie, w którym, jeszcze kilka dni temu,  za żadne skarby nie chciałabym się znaleźć. Sceneria niczym nie różniła się od mojej ostatniej wizyty. Mrok, wysokie, zroszone trawy, muskające z namiętnością fakturę moich spodni, rosłe drzewa, których korony wciąż tańczyły pod wpływem chłodnego, listopadowego wietru. Jedynej rzeczy, której mi brakowało, to Liam idący ze mną krok w krok. Trudno było mi to przyznać, ale nie wiedziałam, jak poradzić sobie z moimi myślami. Odszukałam w ciemności wyłożoną ostro zakończonymi kamieniami ścieżkę.  Przeszłam nią na sam szczyt wzgórza. Z miejsca, w którym się znajdowałam mogłam dostrzec jedynie drzewo i kilka krzewów, zarastających wejście na sam szczyt. Poczułam, jak kamienie delektują się smakiem mojej podeszwy, gdy ostrożnie stawiałam na  nich swoją stopę. Przecisnęłam się pomiędzy zroszonymi krzakami, w miejscu, w którym, jak pamiętałam, można się przedostać do drzewa. Podeszłam do niego wolno, opierając się o jego pień. Westchnęłam głośno, kiedy moje ciało nagle oblał dreszcz.
-Nie powinnaś była przychodzić tu sama. - Odparł głos, którego właściciel, jak myślę, stał po drugiej stronie drzewa.
-Liam? - Zapytałam z nadzieją w głosie. Przełknęłam głośno ślinę, będąc zbyt sparaliżowana, by wykonać jakikolwiek inny ruch.
-Oczywiście, że ja. Nikt inny poza mną nie odwiedza tego miejsca. No i....tobą. - Jego szczupła sylwetka wyłoniła się zza pnia, jak się mogłam domyśleć, lustrowała mnie teraz wzrokiem. Podał mi rękę i podniósł tak, że teraz moja twarz była na wysokości jego.  Na głowę zaciągnięty miał kaptur i z trudem zweryfikowałam jego wyraz twarzy. Nikły uśmiech zagościł na jego twarzy, kiedy mu się przyglądałam. Speszyłam się i spuściłam wzrok, doszukując się czegoś w jego zamku od bluzy.
-Stęskniłem się, wiesz? - Jego ręce chwyciły materiał mojego płaszcza, bym ułamki sekund później mogła domyśleć się, co chce zrobić. Uniósł mnie, plecami wyczułam szorstką korę drzewa. Ręce oparł na moich udach, delikatnie przesuwając je w górę mojego ciała. Poczułam, że na moją twarz wstępuje rumieniec, znaczący sie gorącem na moich policzkach. Poczułam, jak opiekuńczość Liama przyjemnie ogarnia moje zmysły. Przysunął się nieznacznie i złożył ciepły pocałunek na moich ustach. Wyczułam swoimi wargami dwa małe rozcięcia, co od razu uprzytomniło mi, na jaki temat odbyłam dziś rozmowę z jego kolegą. Spojrzałam głęboko w czekoladowe oczy chłopaka.
-Liam, o co chodzi z Ian'em? - Zapytałam go, nie zważając na to, czy uzna mnie za nachalną lub wścibską. Po prostu musiałam wiedzieć.
-Skąd wiesz? - Odparł, a ton jego głosu w jednej chwili przeszedł w agresywny. W tamtej chwili naprawdę się go bałam. Nie ułatwiała mi to też pozycja, w której zastygłam. Chłopak wciąż nie myślał mnie postawić na ziemi.
-Nieważne, Liam. Ważne jest to, dlaczego masz ślady pobicia na twarzy. - Jednym, szybkim ruchem, ściągnęłam z jego głowy kaptur. Delikatnie, opuszkami palców, przejechał po linii jego żuchwy. Obrzucił mnie przelotnym spojrzeniem, a ja mogłam zauważyć, jak jego rysy twarzy powoli łagodnieją pod wpływem mojego dotyku. Niesamowite uczucie mieć nad kimś swoistego rodzaju kontrolę. Przekręciłam jego głowę tak, by spojrzał mi prosto w oczy.
-Liam...- Ponagliłam go.
-To jest zwykły sukinsyn, nic niewarte ścierwo. - Rzucił opryskliwym tonem, delikatnie stawiając mnie na ziemi. Wyczułam rosę moczącą moje nogi. Odwrócił się gwałtownie, siadając na trawie i spuszczając swoją głowę na kolana. Podeszłam do niego, nie chcąc dać za wygraną.
-Liam, powiedz mi. - Nalegałam.
-Nie zrozumiesz.
-Liam, jeśli nie wytłumaczysz, to oczywiste, że nie zrozumiem. Pozwól mi zrozumieć.
-Powiedział... - Urwał, patrząc na mnie oczami, w których widziałam złość. - Żebym sie z nim tobą podzielił. Chętnie by cię... - Nie dokończył. Nie musiał. Odwróciłam głowę, wierzchem dłoni dotykając swego czoła. Oddychałam głośno, starając się uporządkować bałagan narastający w mojej głowie. Tego było za dużo. Dużo za dużo.
-Ale, [t.i], zrozum. - Podjął Liam. - Nie jesteś mi obojętna. Czuję się przy tobie sobą, wiem, że nie umiesz jeszcze zaakceptować do końca mojej osoby, ale, proszę, daj mi szansę. - Podniosłam się, kręcąc kółka w pobliżu miejsca, w którym siedziałam. Nagle, obok nie, jak spod ziemi wyrósł Liam, obejmując się w swoim żelaznym uścisku.
-[t.i], pozwól mi.
Nie mówiłam już nic, po prostu wtuliłam się w jego ramiona. Usłyszałam stłumione przez mój materiał płaszcza słowa chłopaka. "Kocham cię"? Czy to właśnie to usłyszałam? Podniosłam głowę.
-Ja ciebie też, Liam.

Ostatnia część Liamka. :) Mam nadzieję, że była ok. Nie wiem, czy nie ma błędów, bo nie sprawdzałam. :) Jak Wam się podoba teledysk do MM? Moim zdaniem jest świetny. <3
Wiecie, jaki jutro dzień? :) Chyba płaczę...
I... jeszcze jedna spawa: przepraszam, za taką chamską reklamę, ale nie chciałby ktoś poczytać mojego fanfica? Dopiero zaczynam i... :) klik. Dziękuję za każdy komentarz i każdą minutę poświęconą na przeczytanie tego, kocham Was. <3

4 komentarze:

  1. super, mega, wyjebiste ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Wyjebane w kosmos ♥ ~Stefciu

    OdpowiedzUsuń
  3. Nominowałam Twojego bloga do Liebster Award :) Więcej informacji u mnie: http://dont-let-me-dont-let-me-go.blogspot.com/ Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń